Re-we-la-cja!
Perspektywa przeczytania czterech
tomów „Pana Lodowego Ogrodu” Jarosława Grzędowicza nie nastrajała mnie zbyt
optymistycznie, przecież ciągle nie ma czasu, milion książek w kolejce do
przeczytania, miliardy obowiązków, nie, to się nie uda, no nie uda się…
Sięgnęłam po pierwszy tom z zamiarem określenia, czy oddać bez czytania, czy
ustawić w kolejce na bliżej nieokreśloną przyszłość. No i wpadłam…
Pierwszy, drugi tom „machnęłam” raz
dwa. Po trzecim tomie zorientowałam się, że jest jeszcze tylko jeden, że ta
historia nieubłaganie się kończy, a ja wcale tego nie chcę! Gdyby dało się
powstrzymać tę opowieść, może nieco rozciągnąć, jakoś zapobiec temu, że to już
ostatni tom, że już więcej nie ma…
Ale nie da się zwolnić czytania, zbyt
wartka akcja, zbyt duża ciekawość, jak to się wszystko rozstrzygnie. Obowiązki
spiętrzone, bliscy poirytowani, a ja zakopana w domu, schowana, wertuję,
czytam, włosy nawijam na palce, usta podgryzam, no bo jak to się wszystko
komplikuje, no bo fartem, no fartem im się udało, ale niewiele brakowało…
Zakończenie… dyskusyjne, cała historia
czytana na wdechu i nagle takie.... no właśnie, co? Może niech głos zabiorą ci,
co czytali, co znają, może rozgorzeje dialog, czemu Grzędowicz tak to
zakończył?... Chętnie się pokłócę.
Vuko Drakkainenie, główny bohaterze,
nieźle mi pokombinowałeś w życiu, zawaliłam wiele spraw przez ciebie, ale było
warto. Sympatyczna opowieść, miejscami mroczna i wredna, ale napisana „lekkim
piórem”, wpada się w tę historię i bez tchu płynie do samego końca. Tylko ten
koniec… Eh, czemu tak?!
Dziękuję najserdeczniej pewnemu
fanatykowi fantastyki, który najsmaczniejsze literackie kąski życzliwie poleca,
podsuwa, promuje. Mistrz opowieści o książkach, master of reading books,
Przemek B. (ochrona danych osobowych)! Dziękuję (tym razem) za Grzędowicza!
Przeczytajcie koniecznie. Warto
pogadać o tym zakończeniu!
Ewe(lina) biblioteczna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz